29.06.2012

love is...



 Szklanka wody, sterta książek czekających na ich przeczytanie, gramatyka języka niemieckiego, goździki i biedronka cichutko hasająca po moim biurku. W takim oto towarzystwie piszę dziś ostatniego już czerwcowego posta. Zakończenie roku szkolnego/pierwszy dzień wakacji. Nie czuję, że to już koniec. Że w niedzielę nie będę ślęczeć nad tuzinem książek, nie będę powtarzać funkcji liniowej, trenów Kochanowskiego ani, w którym roku utworzono Państwo Kościelne (755.!). Koniec z wstawaniem o 6 rano i biegiem na busa. Koniec z układaniem włosów, ubieraniem w pośpiechu butów i szukaniem biletu przekopując przy tym cały pokój (czyt. dom). Koniec też z ich uśmiechem, gadaniem, plotkami. Koniec z codziennym całusem na przywitanie. Z tym jak N. zawsze była przygotowana na sprawdziany i odpowiedź z historii. Koniec z naszymi niekończącymi się spacerami po całej szkole. Koniec ze snuciem planów na następny dzień. Ale i tak najlepsze jest to, że ani razu się nie pokłóciłyśmy. Baaa dziś stwierdzono, że wyglądamy jak siostry. Nel do niedługiego zobaczenia skarbie<3
Mówią, że liceum zmienia ludzi. Ojj tak ale licealiści to fajne ludki są : ) Ten rok był męczący i wgl jakiś taki przytłaczający ale... był jednym z najlepszych 'roków' szkolnych! Zleciał mi tak strasznie szybko, że nim się obejrzałam a minął już pierwszy semestr. Ludziska koniec szkoły! Czujecie już zapach malin i wody morskiej?
Konkretnych planów na wakacje nie mam. Chciałam znaleźć jakąś pracę ale z tym jeszcze zobaczymy. Za to Ustronie Morskie czekają już i niedługo do nich zawitam. Czekam ja świeży podmuch wiatru, na fale morskie tulące moje stopy i wszechobecny piasek. Czekam na molo, ryby, zachody słońca i Ciebie. Tak będzie pięknie. Innej opcji nie przewidujemy. : )

A teraz zmieniamy temat o 180 stopni. Temat aktualny dotyczący coraz to większej liczby ludzi.
Jesteśmy naprawdę dziwną i zaskakującą rasą. Gdy raz się 'sparzymy' potrzebujemy naprawdę dużo czasu aby ponownie komuś zaufać i być z nim. Człowiek raz skrzywdzony nigdy nie zapomina jaki ból wtedy czuł. Potrzebujemy czasu aby nasze rany się zagoiły. Aby serce postanowiło znów kochać. Aby pozwoliło nam komuś zaufać. Czasem jednak wymaga to lat abyśmy zdolni byli do przywiązania. 
Nie bójmy się komuś zaufać. Nie bójmy się pokochać. Nigdy nie wiadomo co przyniesie jutrzejszy dzień. Może się zakochamy, przejrzymy na oczy i uświadomimy sobie.. kurcze przecież ja ją/jego kocham. To tak niewiele potrzeba aby człowiek był szczęśliwy. Wystarczy pokonać strach, który zagościł w naszym sercu wraz z stratą ukochanej/ukochanego bądź naszego pupila. Gdy straciłam psa przyrzekłam sobie, że już nigdy  nie będę miała następnego. Dziś już wiem, że był to błąd. Tak naprawdę strasznie pragnę go mieć i czekam tylko aż w naszej rodzinie pojawi się nowy członek. Wiem, że łatwo to się tylko o tym mówi ale.. Wyobraźmy sobie co możemy stracić przez nasz strach. Ile cudownych rzeczy nas omija. Czasami warto zapomnieć o wstydzie i pozwolić sercu kochać. Pozwolić mu być szczęśliwym. Pozwolić mu żyć.



















12.06.2012

never let me go

Ludzie to dziwne stworzenia. Pełne tajemniczości, niejasności i skrajności. Lubimy sobie komplikować życie najdrobniejszymi sprawami. Lubimy poczuć dreszcz emocji, adrenalinę. Chcemy sprawdzić swoje możliwości w wytrwałości. Jak bardzo jesteśmy odporni na ból, stres, cierpienie.
Wiem co piszę bo.. jestem jedną z tych co biorą udział w wyścigu szczurów. Mój tor obejmuje szkołę i życie po za nią. Lubię mieć wszystko poukładane ale jeśli sypnie się jedno to potem jest już tylko reakcja łańcuchowa. Wykańczają mnie ambicje. Śnią się po nocach, prześladują podczas śniadania, lekcji prawa, oglądania TV lub podczas czytania. Małe/ wielkie potworki szeptające do ucha to samo litanie. Litanie długie, męczące, rozkoszne, nierealne, piękne. Podejście pesymistki? Nie. Z reguły jestem niepoprawną realistką a częściej optymistką. Co nie znaczy, że oddycham przez różową słomkę i oglądam świat przez okulary tego samego koloru. Ja po prostu widzę swoją przyszłość. Albo inaczej ja widzę przyszłość taką jaką chciałabym aby była. Mniej więcej.

Czasem chciałabym gdzieś wyjechać. Gdzieś gdzie nikt mnie nie zna, nie ocenia przez pryzmat plotek (skrajnie nierealnych). Wyjechać daleko stąd i przez chwilę rozkoszować się wolnością, nie martwić się co będzie jutro. Po prostu stanąć na chwilę w miejscu, rozejrzeć się i uśmiechać się do samego siebie. Poczuć się szczęśliwym. Ale tak naprawdę poczuć to szczęście. Całym ciałem i duszą. Od palców u stóp po koniuszek nosa! Czuć je, oddychać nim... Czy nie byłoby pięknie? Choć przez moment zaznać prawdziwej radości.... do której tak usilnie każdy z nas dąży. Bo czy to nie jest właśnie nasz życiowy cel? Aby zaznać prawdziwego szczęścia?

Ostatnio grałam z miłością w karty. Kantowała, jak zawsze z resztą. Chcą odwrócić moją uwagę szeptała rozkoszne, uspokajające słówka... Umiejętnie odwracała moją uwagę od gry. W końcu przez nią przegrałam. Była sprytniejsza, szybsza, mądrzejsza. Pokazała mi jak to jest zakochać się w wieloletnim kumplu. Nie było zbyt ciekawie. Wiecie jak to kumple, bardziej są dla siebie rodzeństwem niż przysłowiowymi 'połówkami jabłka'. Taka miłość nie miłość. Tylko wiecie co? Nigdy jeszcze nie widziałam takiego zmartwienia i miłości w ich oczach. Gdy ona zamarzała, on bez namysłu ciepło ją opatulił i dodatkowo przytulił do serca. Nie piersi jak to często niektórzy mówią, lecz do serca. Do tej wielkiej pikawy ciągle pompującej krew. ; ) Taka miłość bezwarunkowa. Może nie pokazywana tak mocno na obraz publiczny ale bardziej zagnieżdżona gdzieś w środku ich serc. Głęboka, prywatna, szczera. Dwóch przyjaciół, kumpli z podwórka... Można? Można. : )